...W "Worku" przez wiele lat gospodarzył pułkownik Kazimierz Doskoczyński. Na trwałe wszedł do panteonu postaci bieszczadzkiego folkoloru. Wieść gminna głosi, że fantazję miał iście kawaleryjską. Rozkazał rzekomo kupić pewnego razu japoński, kolorowy telewizor, wtedy już za dobrych gierkowskich, czasów trudny do zdobycia. Kupiono. Rozkazał przywieźć do "myśliwskiego" szałasu, a raczej wspaniałej stylowej willi ukrytej w zapadłym lesie, tuż nad granicą bratniego kraju. Przywieziono. Z zainstalowaniem było gorzej. Żaden z podwładnych nie bardzo wiedział jak się do tego zabrać,a pułkownik miał w życiu znacznie ważniejsze zadania niż studiowanie języków obcych czy instrukcji obsługi produkowanych przez imperialistów pudeł. Odbiornik skrzeczał i warczał. Na ekranie miotały się kłębowiska różnobarwnych linii i plam. Kręcił wszystkimi gałkami. Bezskutecznie. Zmarnował prawie cały dzień. Pod wieczór podjął decyzję. Polecił wynieść diabelską maszynę pod najbliższe drzewo. Zdjął dubeltówkę ze ściany. Otworzył okno. Już po pierwszym strzale eksplodował kineskop. Poprawił z drugiej rury. Nikt nie śmiał mu przeszkodzić. Był samowładnym panem na tysiącach hektarów lasów. Jednym skinieniem ręki mógł nakazać przesiedlenie niewygodnego osobnika lub spalenie drewnianego szałasu skleconego na Caryńskim przez artystę rzeźbiarza, a postawionego bez jego zgody. W Ustrzykach Dolnych, Lesku, Sanoku wszyscy wiedzieli z kim mają do czynienia. Zwykli ludzie zgrzytali zębami, zaciskali pięści , schodzili potulnie z drogi. Lokalni prominenci i decydenci prześcigali się natomiast w umizgach, odgadywali w lot życzenia Wielkiego Łowczego. No, niechby który nie odgadł. Strach pomyśleć... (W. Michałowski, J. Rygielski "Spór o Bieszczady"). | |
Pewnego razu pułkownik Doskoczyński wracał swoim LandRoverem z
Mucznego. W Lutowiskach usiłowała zatrzymać ich milicja. Kierowca otrzymał polecenie,
aby jechał dalej. Dzielni milicjanci nie wiedzieli z kim mają do czynienia. W końcu to
oni byli władzą. Dalej więc swoim gazikiem gonić nieposłusznego kierowcę. Nie
wiadomo co wydarzyło się w LandRoverze, w każdym bądź razie gazik cały czas miał
wiekie szanse na dogonienie uciekiniera.W Kwaszeninie szlaban był już otwarty i oba
rozpędzone samochody wpadły na tereny, w których udzielnym władcą był Wielki
Łowczy. Tutaj on ustanawiał prawo. Szybko o tym przekonali się milicjanci. Szlaban
został opuszczony, a gazik otoczyła grupa żołnierzy. Wyciągnięto ich z samochodu i
rozbrojono. Ślad po nich zaginął. |
|
Pan pułkownik lubił uczyć i dawać nauczki. Pewnego razu pecha miał wilczur, który strzegł rzadowego ośrodka. A było to tak. W Arłamowie wypoczywała ówczesna pierwsza dama, Stanisława G. Lecz jej wypoczynek mącił swym ujadaniem niesforny pies. Pan pułkownik osobiście udzielił mu reprymendy, wykazał niestosowność takiego zachowania. Nieposłuszny owczarek alzacki ośmielił się w trakcie tej tyrady merać ogonem i za to zastał ukarany... Przez tydzień był o chlebie i wodzie. |
Uwagi do Webmastera |