...Dużo pracuję. Wstaję wcześnie rano. Fastryguję wiersze, później plewię z nich niepotrzebności...
                                                                            Fragment rozmowy z Z.Pękalskim
 
 

W ostatnią sobotę piłem kawę i jadłem smaczne, karmelowe andruciki. To pozornie błahe wydarzenie miało miejsce w niezwykłej scenerii, w Hoczwi, w pracowni Pana Zdzisława Pękalskiego. W towarzystwie świątków, diabłów, świńskich koryt, kawałków starych, zniszczonych desek, pędzli, dłut. Przed oczyma miałem "Carskie Wrota", metalowy krzyż z nieistniejącej cerkwi. Nade mną wisiało unikatowe zdjęcie dworku rodziny Fredrów. Zewsząd patrzyły na nas Matki Boskie. Ze stołu zniknąła niedokończona rzeźba przedstawiająca czarta, aby zrobić miejsce naczyniom. W tym miejscu czuć było SZTUKĘ. Gospodarz okazał się sympatycznym gawędziarzem o melodyjnym głosie. Opowiadał, a jak rzadko kto, miał o czym. Mówił o sobie, swoich pasjach, widzeniu świata.

Zaprosił nas do niego.

Wycieczkę rozpoczęła fascynacja dziuplą w kawałku drewna. Schorzałe miejsce, otorbiające zwyrodnienie w żywym organizmie drzewa przez cierpienie jest zaczynem artystycznego dzieła. Wystarczy uwypuklić, wydobyć to co sama natura stworzyła.

Na podwórzu wita nas czarownica, która kiedyś była mocno ukorzenionym pniem. Pod jabłonią młody człowiek struga z lipowego drewna diabłu rogi. Widzimy "kapliczki słupowe" i Matkę Boską "Patykową". Jakaś niezręczna ręka zerwała pajęczynę artystycznie tkaną przez dzikiego lokatora kapliczki - pająka. Jeśli się odpowiednio ustawi, to można między rogami kolejnego diabła zobaczyć wieżę kościoła w Hoczwi. Wszędzie pełno starych desek, podków, jakichś tajemniczych przedmiotów.

Gospodarz prowadzi nas do galerii. Otwiera drzwiczki przekręcając z trzaskiem klucz w XIX wiecznym zamku, podnosi jakieś antaby. Jest, jest, jest. Palimy świece, dużo świec. Po zamknięciu drzwi otwiera się inny świat, nierealny, anielsko - diabelski. Zapalanie świec to rytuał, wszak ogień oczyszcza. Ziemskie sprawy zostały na zewnątrz. Jesteśmy wśród madonn, świątków, czartów. Twórca snuje swą opowieść. Odkrywa nam swoje widzenia świata. Trójca Święta uosobiona przez postać o trzech twarzach. To nie jest Swarożyc, w tym nie ma nic pogańskiego. Matka Boża Hodigitria z dzieciątkiem na ręku, drugą obejmuje Jezusa z Koroną Cierniową. To kwintesencja macierzyństwa, matczyna postać spinająca jak klamra żywot Zbawcy i Odkupiciela. Matka Boża Glykofilusa namalowana na starych drzwiach z obory, o które ocierało się bydło, ukorowana końskimi podkowami. Sterczący, sfatygowany zawias pełni funkcję świecznika. Cykl postaci anielskich otacza inną Madonnę - Eleusa. Aureolę tworzą symbole ludzkiego szczęścia - końskie podkowy. To miejsce zarezerwowane dla "Ostatniej Wieczerzy", która niestety jest na wystawie w Stryszowie. Poznajemy jej historię. Została namalowana na blacie ślusarskiego warsztatu z nieistniejącej już Spółdzielni Produkcyjnej. Zmęczone, spracowane drewno uwieczniło Apostołów. Świece, dużo palących się świec. W drgającym powietrzu święci ożywają. Jesteśmy wśród nich.

Wyobrażacie sobie Wigilię w Galerii. Na podłodze siano, na ścianach eksponaty, wszędzie świece; niezapomniany, niepowtarzalny klimat.

Równowagą dla świątków są postacie diabłów. Ale nawet one nie są całkowicie złe. Raczej przewrotne, złośliwe. Uosabiają ludzkie słabości, wady, przywary. Kolekcja butelek z etykietkami "Czysta" uświadamia jedną z nich - pociąg do okowity.

Kolejną ścianę wypełniają (stałe eksponaty są na wystawie) wcześniejsze prace. Wśród nich znajoma twarz Józefa Wissarionowicza. Co on tu właściwie robi?

Całość zamyka kolejny patent Pękalskiego - waga ... orczykowa. Zbudowana jest, jak sama nazwa wskazuje, z orczyka i dwóch ikon: anielskiej i diabelskiej.Legenda głosi, że ilekroć powstaje nowa, to zawsze po ucięciu ze starej deski obu końców, część diabelska jest cięższa. Potwierdzają to skrupulatne pomiary dokonane w obecności świadków na dokładnej wadze na poczcie w Hoczwi. Podobno artysta czasami poprawia wizerunek świata wskazywany przez to urządzenie. Wierci otwory, wkręca metalowa śruby, całość dla niepoznaki szpachluje i zamalowuje. Drugi sposób, nieco przewrotny, to malowanie diabła na desce, na rewersie której sama natura utworzyła poprzez odpowiednie ukształtowanie słojów, uwypuklone tylko przez artystę, święte postacie. Te wagi łatwo rozpoznać. Diabeł wtedy ma barrrrrrrdzo głupią minę :-)

Twórczość Pękalskiego tak scharakteryzował Andrzej Potocki na łamach Gazety Wyborczej (11-12 sierpnia 2001):

"Madonny w świńskich korytach albo na drzwiach od chlewika, z koronami z końskich podków, Pantokratory na stajennych deskach, Mandyliony na denkach od beczek, Dzieciątka w nieckach, a anioły na wyszczerbionych oszwarach." 

"Kiedy ksiądz poświęcał mu kapliczkę, co ją sobie postawił przed domem, zeszła się cała wieś. I nic to, że Frasobliwy był jakiś taki sękaty, prawie dziadowski, jakby chodząc po prośbie od chaty do chaty na chwilę tu przysiadł. Świętości w nim było mniej niż brudu za paznokciem. Ale jak ksiądz pokropił go wodą święconą, Frasobliwemu rozjaśniło się oblicze, wyładniał i wydostojniał."

Sacrum i profanum. Mierzenie dobra i zła - poprawianie obrazu świata poprzez oszukiwanie wagi ludzkich uczynków; rozmyślania z pogranicza profanacji sacrum, poszukiwania, wątpliwości, eksperymenty. To jest prawdziwy Pękalski.

II wcielenie Pękalskiego. Galicyjskie podziały na korzenie, pniaki i krzaki nie sprawdzają się w Hoczwi. Pękalski wrósł w środowisko, pokochał to miejsce. Hoczew to jego druga pasja. Sprowokowana dyskusja na temat XIV wiecznego rodowodu miejscowości szybko zaprowadziła nas w czasy rzymskie, by po chwili zatrzymać się we fredrowskiej karczmie. Pękalski deklamuje fragmenty odnalezionego przez siebie niepublikowanego wiersza Aleksandra Fredry wskazując na znajdującą się po drugiej stronie drogi współczesną ruinę. To tam odbywała się szlachecka balanga po polowaniu barwnie opisana przez Fredrę i ze znawstwem tematu recytowana przez Pękalskiego. Z przepięknego, długiego fragmentu zapamiętałem jedno: bigosu nie należy jeść bez wódki, bo grozi to niestrawnością. Fakt. Tu się z Fredrą zgadzam.

Archeologia, zbieractwo: neolityczny toporek z okresu kamienia łupanego, naczynie pełne wykopanych z ziemi skorup, średniowieczne toporzysko, XVIII w. kula armatnia, XIX w. zamek w drzwiach galerii, żeliwne żelazko z fredrowskiej huty w Cisnej, kolekcja butelek różnorodnego autorymentu po współczesną "Czystą" w cenie 39 zł 50 groszy za 1 litr przyjemności, są realizacją jego fascynacji Hoczwią i okolicą. W budynku byłej plebani greckokatolickiej urządził Regionalne Muzeum. Eksponaty do niego wynajduje na strychach, podczas orki i innych prac polowych na miejscach domniemanych sadyb ludzkich. Przynoszą mu ludzie, którzy przywykli i zaakceptowali jego pasję, nieużywane przedmioty codziennego użytku należące kiedyś do przodków.

Pękalski III - pedagog, wychowawca. Jest emerytowanym nauczycielem, ale nadal uczy w szkole. Zajmuje się młodzieżą. Prowadzi zajęcia z rzeźby w Małopolskim Uniwersytecie we Wzdowie.

Jest jeszcze coś. Działa jak magnes. Lgną do niego przyszli adepci sztuki. Wiek nie ma znaczenia: czteroletnia dziewczynka, pięćdziesięcioletni mężczyzna, odkrywają w sobie talent, odnajdują chęć tworzenia. Magia tego miejsca pod jabłonią w towarzystwie czarownicy, wyzwolona przez Pękalskiego sprawia, że masz chęć złapać za dłutko, pędzel, komputer i tworzyć. Niektórym przechodzi to w nawyk. Przyjeżdżają tu przy każdej okazji chętnie witani przez Nauczyciela, który pomimo chronicznego braku czasu jednak znajduje go dla każdego. Usłyszałem taką opinię: mógłby być moim dziadkiem, jest kolegą i przyjacielem, traktuję go jak ojca i mistrza. Cóż więcej dodać?


 
 


 
 

%

Pękalski wymyka się ze schematu: świńskie koryto, podkowy, waga orczykowa. Mówi o sobie, że on sam nie tworzy. On tylko pokazuje nam, pozwala zobaczyć to, co stworzył najlepszy twórca - natura.

Jawi się nam Pękalski o 3 twarzach, jak w jednej ze swoich prac: artysta, pasjonat, nauczyciel.

Ludzie z Manasterca pamiętają go po 40 latach; widocznie czyni dobro na tym najlepszym ze światów.

Po krótkiej zadumie powiedział ze smutkiem i jakimś zadziwieniem: - "Potocki zrobił ze mnie zakapiora".

Fakt. Cytowany już A.Potocki napisał:

"Zdzicho Pękalski z Hoczwi wydaje się być za bardzo uładzony jak na bieszczadzkiego zakapiora. Jednak to tylko pozory. Rogatą duszę usiłuje przesłonić aureolą malowanych przez siebie świętych."

Ma rację?

 Marcel Domin

Sanok, wrzesień 2001 rok

 Wykorzystano zdjęcia autorstwa M.Makara i Z.Natera z katalogu wystawy w Stryszowie "Sztuka bieszczadzkich połonin".
email6.gif (3506 bytes)Uwagi do Webmastera