Podziwiając dzieło odnowy zadajemy sobie pytanie: na ile udało się odtworzyć to co tu kiedyś było. Wygląd – prosta sprawa – każdy może porównać zamieszczone zdjęcia, dokonać własnej oceny w tej kwestii. Klimat – to trudniejsze do odtworzenia, ale i do oceny. Przedwojennej zabudowy nie ma i nie będzie. Na szczęście nie ma i mam nadzieję nie będzie współczesnych budynków. Ludzie - niby tacy sami, ale inni. Nie uświadczysz tu dzisiaj wielotysięcznych tłumów odpustowych tłumów, wielojęzycznego gwaru. Nie ma tubylców, innego rodzaju pielgrzymi przybywają. Kopia cudownego obrazu wabi nielicznych. Jeszcze mniejsza grupa otacza go czcią. Odpowiadając na postawione pytanie zdecydowanie musimy odpowiedzieć, że nie udało się „wymazać” historii, cofnąć czasu. Ba, wydaje się nawet, że takie stawianie sprawy nie jest do końca uczciwe. Nie o to zapewne chodziło, zatem i odpowiedź musi być negatywna.

Dobrze, spróbujmy z innej strony. Kiedy człowiek przystępuje do dzieła odnowy? Jeśli jakiś kataklizm, zdarzenie losowe czy „siła wyższa” zburzyły mi dom, będę starał się go zabezpieczyć, wyremontować o ile będzie to możliwe i miało sens (argumanty emocjonalne w konfrontacji z „prozą” życia). Będę to robił dla siebie, najbliższych, potomnych. O ile będę mógł sobie na to pozwolić wartości niematerialne (obiekt historyczny, miejsce kultu, więzi emocjonalne) będą miały priorytet. To racjonalne podejście może być niewystarczające dla fantastów, fanatyków, marzycieli. De facto obie te postawy niewiele się różnią, co najwyżej hierarchią ocen i celów. W tej płaszczyźnie to co się wydarzyło w Łopience ma sens. Odbudowano/uratowano obiekt najcenniejszy – miejsce kultu. Trudniej natomiast zrozumieć motywy: po co, dla kogo? Obecność kopii obrazu Matki Boskiej Łopieńskiej daje nam odpowiedź na pierwsze pytanie. Tylko jeśli oryginał znajdujący się w kościele w pobliskim Polańczyku, miejscowości turystycznej, ludnej w sezonie, nie jest przez rzymokatolików szczególnie czczony, to tym bardziej kult ten nie będzie kwitł w tej opuszczonej przez ludzi dolinie. Cerkiew w Łopience była świątynią unicką i dla nich cudowna ikona ma szczególną wartość. Dziś większość z nich to prawosławni. Wydaje się, że nie chodzi tu o restytucję kultu maryjnego.

Jest jeszcze trzecia możliwość – najpłytsza. Bazując na historii stworzono atrakcję turystyczną. Wykorzystując unikalność form architektonicznych zbudowano pomnik, który z daleka wabi przypadkowych turystów. Przybywają oni licznie w eleganckich, terenowych samochodach. Szybciutko „zaliczają” cerkiew i równie szybko odjeżdżają. Tylko nielicznych pieszych turystów stać na chwilę zadumy, wsłuchanie się w ciszę, zapatrzenie na górski krajobraz. Ale i oni odchodzą. Zostają tu tylko bobry.


W ten sposób dochodzimy sedna sprawy. Chyląc czoła przed ogromem wykonanych prac remontowych, organizacyjnych, pełen podziwu dla zaangażowania anonimowych odnowicieli, ich wysiłku i wytrwałości zadaję sobie pytanie: po co? Czy tędy wiedzie droga ku przyszłości Bieszczad, wyznaczając rolę skansenu Europy? Czy jest to próba wynagrodzenia krzywd wyrządzonych byłym mieszkańcom wsi, próba która zaledwie przywołuje ich cienie, nie obiecując nic. Działanie z góry skazane na niepowodzenie, bo można tu osiedlić bobry, co samo w sobie nie jest łatwe, ale Miron, Dymitr, Osip czy Wasyl tu już nie wrócą. To współcześnie nie jest już ich miejsce. Ich powrót z przesiedlenia nie jest celowy i możliwy. Z historii doliny nie da się wymazać ostatnich 60 lat. Nie da się udawać, że nic się nie stało. Nie da się wyciszyć wyrzutów sumienia. Po co budować cerkiew jeśli nie ma wiernych? Świątynia bez nich jest pusta, martwa. To wiara jest źródłem powrotu cudownej ikony, to ona czyni cuda. Jutro wchodzimy do Unii Europejskiej. Jak to wszystko wytłumaczyć praktycznym Niemcom, ateistycznym Francuzom, pragmatycznym Anglikom.

Zatem wysiłek poszedł na marne – cała para w gwizdek? Zbudowano dekoracje? Zrobiono to tak dobrze, że niektórzy uwierzyli – modlą się wszak do kopii cudownego obrazu, proszą o łaski. Tłumy wycieczkowiczów: terenowe Toyoty, mniej terenowe „maluchy”, piesi, świadczą o popularności tego miejsca. Jest to niewątpliwie atrakcja turystyczna dla której odremontowana cerkiew jest pretekstem, stanowi tło, zaledwie dekorację.

Zatem theatrum? Chciałbym się mylić...


Powrót