Bieszczady od stuleci były częścią Rzeczpospolitej i chociaż leżały przy południowej, węgierskiej granicy, nie miały takiego jak dziś charakteru wysuniętych kresów. Tereny na zachód i na wschód od Sanu należały zawsze do tego samego państwa, również wtedy, gdy państwem tym była zaborcza Austria.
Pierwszy raz odstępstwo od tej reguły zdarzyło się w 1939 roku, gdy Niemcy podzielili Sanocczyznę z Sowietami (pakt Ribbentrof-Mołotow). Granica biegła wzdłuż Sanu od jego źródeł aż za Przemyśl. Cała wschodnia część Bieszczadów znalazła się w ZSRR. Po zakończeniu wojny Stalin ustąpił nieco ze swoich wcześniejszych zdobyczy i oddał powstającej Polsce Ludowej Pogórze Przemyskie.  Podczas rozmów delimitacyjnych prowadzonych w Moskwie latem 1945 roku strona sowiecka chciała nam zabrać Wysokie Bieszczady motywując, że klin polskiego terytorium o długości 50 km i szerokości 16 km, pozbawiony szlaków komunikacyjnych, będzie dla nas olbrzymi problemem administracyjnym.  Polscy negocjatorzy z geografem Stanisławem Leszczyckim na czele wytargowali dla Polski ten jeden z najpięknieszych fragmentów naszych gór. Nowa linia graniczna porzucała San w rejonie Teleśnicy, przecinała górę Jawor i Żuków, dzieliła na pół Ustianową, by koło Liskowatego połączyć się z obecnym przebiegiem.
Pod koniec lat czterdziestych Moskwa zażądała od Polski korekty granic. Mieliśmy oddać okolice Sokala i Bełza nad Bugiem, a otrzymać w zamian okolice Ustrzyk Dolnych, Lutowisk i Czarnej o tej samej powierzchni 480 km2. Mówiono nam, że ta wymiana jest dla nas bardzo korzystna. Zyskiwaliśmy w rejonie Czarnej kopalnie ropy naftowej, Sowieci zrezygnowali nawet z rekompensaty finansowej. Dyskretnie zaś przemilczano, że kopalnie te są stare i wyeksploatowane, zaś koło Sokala istnieją pokłady węgla.
Do wymiany doszło ostatecznie 15 lutego 1951 roku i tym samym granica bieszczadzka uzyskała obecny kształt. W myśl umowy obie strony pozostawiały na miejscu majątek stały, wysiedlały zaś własną ludność. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi musiało opuścić swe rodzinne strony. Przejęty przez Polskę obszar był całkowicie opustoszały, podobnie jak reszta Bieszczadów, natomiast zachowała się tu nie tknięta zabudowa i infrastruktura. Można się o tym łatwo przekonać. W wysokiej części Bieszczadów nie ma  żadnych cerkwi. Poszły z dymem w tragicznych latach 1946/47, rozszabrowano i rozebrano na opał pozostałe w latach następnych, dawno zniszczały pozostawione samym sobie na zgliszczach opuszczonych wsi. Cerkwi, starych drewnianych chyż należy szukać w okolicach Ustrzyk Dolnych, Czarnej i Lutowisk.
Nie więc dziwnego, że tereny te udało się stosunkowo szybko zasiedlić. W 1951 roku w Ustrzykach Dolnych i 17 okolicznych wsiach osadzono około 6 tys. osób. Większość z nich stanowili przesiedleńcy spod Sokala, chociaż ci, opuściwszy Wołyń niechętnie przenosili się w ciężkie, górskie warunki. Drugą liczną grupę stanowili byli mieszkańcy tych ziem, wysiedlonych w głąb Polski, a teraz wracających na ojcowiznę.

Perypetie graniczne, co prawda mniej kłopotliwe,  miały miejsce u stóp Matragony. Po I wojnie światowej granice wytyczano wzdłuż wododziału. W ten sposób przebiegająca tędy kolejka wąskotorowa na długości niemal 1km znalazła się na terytorium Czechosłowacji. Ponieważ stosunki polsko-czechosłowackie nie były najlepsze (II Rzeczpospolita koncentrowała się na granicach wschodnich, zaniedbując granice zachodnią i południową), straż graniczna południowych sąsiadów rytualnie eskortowała "tranzytowe" wagoniki z drewnem. Odbierając Czechom w listopadzie 1938 roku Zaolzie, Polska zażądała również korekty granic na tym odcinku. Zyskaliśmy 0,8 km2 powierzchni. Po ostatniej wojnie słupki graniczne wróciły zrazu na poprzednie miejsce i wrócił ten sam poważny problem międzynarodowy :-) Granicę korygowano jeszcze dwukrotnie. Obecnie integralność bieszczadzkiej kolejki wąskotorowej jest zachowana.

email6.gif (3506 bytes)Uwagi do Webmastera

Powrót serwisu MIEJSCOWOŚCI